Post miał się pojawić kilka dni temu. Publikuję go teraz, z przyczyn niezależnych ode mnie. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Ostatecznie, chyba nieźle się złożyło, bo dziś mija dokładnie tydzień od pogrzebu mojej Mamy.
Mama w sumie chorowała od jakiś ośmiu miesięcy. Pomimo to, staraliśmy się funkcjonować w miarę normalnie. Do końca była wiernym czytelnikiem bloga, to Ona jako pierwsza widziała moje recenzje.
Gdy zmarła, wiedziałam, że jej pogrzeb nie będzie typowy i wywoła małe zamieszanie. Większość mojej rodziny nie zalicza się do osób wierzących i praktykujących (mama również nie należała do osób "kościelnych"). Od dawna zdawałam sobie sprawę z faktu, że będzie to ceremonia świecka.
Niewielu jest w Polsce Mistrzów Ceremonii. Przyznaję, że nie widziałam ceremonii prowadzonej przez większość z nich. Poza jedną, wyjątkową kobietą.
Pogrzebem świeckim zaczęłyśmy interesować się z Mamą po pochówku Kory. Obie uświadomiłyśmy sobie wtedy, że można, że nad trumną wcale nie musi stać ksiądz. Jakiś czas później Rafał Gębura z kanału "Siedem metrów pod ziemią" nagrał wywiad z Mistrzynią Świeckiej Ceremonii Pogrzebowej - Anetą Dobroch. Zaczęłam zgłębiać temat.
Większość komentarzy pod tamtym nagraniem nie była pochlebna. Ludziom nie podobało się, że kobieta moduluje swój głos, aby miał cieplejszą barwę. Uznawali to za sztuczną autoreklamę. Ja odebrałam to zupełnie inaczej. Być może z racji własnego zawodu. Ale czy naprawdę chcielibyście, by ktoś mówił głośno i, dajmy na to, skrzekliwie nad Waszą trumną?
Gdy pierwszy raz dzwoniłam do Pani Anety, robiłam to z duszą na ramieniu. Miałam pełną świadomość, że może się nie zgodzić na poprowadzenie pogrzebu Mamy. Wałcz od Sandomierza dzieli 570 km w jedną stronę. W sumie zadała tylko jedno pytanie: "Wie pani, że jestem z Sandomierza?" Właściwie nawet obie nie szukałyśmy innego rozwiązania. Bardzo szybko ustaliłyśmy termin i zaczęłyśmy dogrywać szczegóły uroczystości.
Podczas tych trzech dni przekonałam się, że Pani Aneta to "dusza-człowiek". W chwilach, gdy zaczynałam panikować, że coś się nie uda, zawsze uspokajała mnie ciepłym SMS-em. Miałam wrażenie, że jest do mojej dyspozycji o każdej porze. Omawiałyśmy dokładnie każdy szczegół.
Pomimo wypełnienia tzw. kwestionariusza, z pomocą którego Mistrz poznaje zmarłego i jego rodzinę, nie spodziewałam się, że mowa pogrzebowa będzie tak idealna i wzruszająca. Mnie trudno rozczulić, a Pani Anecie się to udało. Odnosiłam wrażenie, że Mama stoi za jej plecami i się uśmiecha.
Fot. Aneta Dobroch |
Wielu ze znajomych mojej Mamy, gdy dzwoniłam z informacją, że będzie to pogrzeb świecki pytało: "To jak to? Zakopią, położą kwiaty i już?" Nie. Powtórzę to, co im. Każdy z pogrzebów świeckich jest wyjątkowy, niepowtarzalny i bardzo spersonalizowany. Nie ma dwóch takich samych. To niesamowite przeżycie emocjonalne, którego warto doświadczyć. Piękne wspomnienie zmarłej osoby.