Materiały wydawcy |
Tytuł: Okruchy lustra
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 12 czerwca 2019
ISBN: 9788328711976
Przełom lat 80. i 90. Michalina kiepsko wypada w dyplomowym przedstawieniu na zakończenie szkoły aktorskiej. Jej myśli zajmuje bowiem Allan Wysocki, obiecujący pisarz. Po egzaminach nie może znaleźć pracy na warszawskich scenach i nie ma pewności, co do uczuć Wysockiego. Dlatego zrywa związek i ucieka do małego miasta, gdzie otrzymuje angaż w prowincjonalnym teatrze. Tam poznaje Maćka, starszego od siebie aktora, który pomaga jej i partneruje na scenie. Wkrótce zostają parą. Jednak Michalina nie może zapomnieć o Allanie i od czasu do czasu wymyka się do Warszawy, by tam się z nim zobaczyć. Szybko dowiaduje się jednak, że Allan spotyka się także z innymi kobietami i po raz kolejny kończy ich znajomość. Postanawia, że skupi się na związku z kochającym Maćkiem. Stara się stworzyć rodzinę i zapewnić córkom poczucie bezpieczeństwa, jednak nie potrafi odnaleźć się w rolach żony czy matki. Po latach Allan przychodzi niespodziewanie do niej do teatru… (opis wydawcy)
Promocja "Okruchów lustra" była naprawdę obiecująca. Sięgając po tę powieść miałam duże oczekiwania i, niestety, ale się zawiodłam. Jestem kilka dni po lekturze i moja ocena tej powieści przez ten czas wzrosła. Początkowo przyznałabym jej zaledwie dwie gwiazdki na dziesięć. Teraz daję trzy. Dlaczego tak mało? Już odpowiadam.
Sama historia byłaby nawet niezła, gdyby nie fakt, że bardzo irytował mnie styl autorki. Nadmierne nagromadzenie powtórzeń, niejednokrotnie sprawiało, że miałam ochotę cisnąć książką o ścianę, zaburzało mi odbiór fabuły. To główny zarzut. Wyjątkowo irytująca postać głównej bohaterki, wcale nie pomogło całości. Rozumiem, że Michalina może być młoda i zagubiona, a nawet przytłoczona tym, jak bardzo kocha Allana, jednak mnie zwyczajnie denerwowała jej egzaltacja. Momentami mocno kojarzyła mi się z Emmą Bovary, w innych chwilach przypominała Frankę z "Chama" Orzeszkowej. Chociaż lubię obie te powieści, to zwłaszcza za główną bohaterką tej ostatniej nie przepadam. Trudno zrozumieć mi motywację Michaliny, zwłaszcza po ślubie z Pawłem. Niestety, ale miłość nie tłumaczy wszystkiego. "Okruchy lustra" są rzekomo opowieścią o jednej, jedynej miłości w życiu. Jednak słowa piosenki Ireny Jarockiej znalazły się w tytule recenzji nie bez powodu. Miśka kochała wszystkich trzech mężczyzn, z którymi wchodziła w związki. Każdego inaczej i na swój sposób, choć nie potrafiła tego zrozumieć.
Do plusów mogę zaliczyć ostatnie trzydzieści stron powieści. Scena śmierci Wysockiego jest wyjątkowo wzruszająca, a zakończenie napisane inaczej niż reszta sprawiło, że było mi trochę szkoda, że to już koniec. Podobał mi się także obraz PRL-u nakreślony przez Agnieszkę Pyzel. Wyjątkowa dla mnie jest także okładka. Być może jeszcze kiedyś sięgnę po tę lekturę, aby przekonać się, czy coś zmieniło się w opinii, którą teraz dla Was kreślę. Serdecznie dziękuję wydawnictwu Muza za kolejną współpracę, a Was zachęcam do sięgnięcia po "Okruchy lustra". Niewykluczone, że polubicie tę historię i podyskutujemy sobie o niej w komentarzach pod wpisem.
\
Sama historia byłaby nawet niezła, gdyby nie fakt, że bardzo irytował mnie styl autorki. Nadmierne nagromadzenie powtórzeń, niejednokrotnie sprawiało, że miałam ochotę cisnąć książką o ścianę, zaburzało mi odbiór fabuły. To główny zarzut. Wyjątkowo irytująca postać głównej bohaterki, wcale nie pomogło całości. Rozumiem, że Michalina może być młoda i zagubiona, a nawet przytłoczona tym, jak bardzo kocha Allana, jednak mnie zwyczajnie denerwowała jej egzaltacja. Momentami mocno kojarzyła mi się z Emmą Bovary, w innych chwilach przypominała Frankę z "Chama" Orzeszkowej. Chociaż lubię obie te powieści, to zwłaszcza za główną bohaterką tej ostatniej nie przepadam. Trudno zrozumieć mi motywację Michaliny, zwłaszcza po ślubie z Pawłem. Niestety, ale miłość nie tłumaczy wszystkiego. "Okruchy lustra" są rzekomo opowieścią o jednej, jedynej miłości w życiu. Jednak słowa piosenki Ireny Jarockiej znalazły się w tytule recenzji nie bez powodu. Miśka kochała wszystkich trzech mężczyzn, z którymi wchodziła w związki. Każdego inaczej i na swój sposób, choć nie potrafiła tego zrozumieć.
Do plusów mogę zaliczyć ostatnie trzydzieści stron powieści. Scena śmierci Wysockiego jest wyjątkowo wzruszająca, a zakończenie napisane inaczej niż reszta sprawiło, że było mi trochę szkoda, że to już koniec. Podobał mi się także obraz PRL-u nakreślony przez Agnieszkę Pyzel. Wyjątkowa dla mnie jest także okładka. Być może jeszcze kiedyś sięgnę po tę lekturę, aby przekonać się, czy coś zmieniło się w opinii, którą teraz dla Was kreślę. Serdecznie dziękuję wydawnictwu Muza za kolejną współpracę, a Was zachęcam do sięgnięcia po "Okruchy lustra". Niewykluczone, że polubicie tę historię i podyskutujemy sobie o niej w komentarzach pod wpisem.
\